poniedziałek, 28 marca 2016

Rozdział 5


 Lexi

               Kiedy podawałam mu dłoń specjalnie uścisnęłam ją trochę mocniej niż normalnie. Kiedy usiadłam do stołu poczułam ja przez chwilę się zawahał, ale o dziwo wybrał mnie. Ten fakt był o tyle dziwniejszy, że przez cały czas nie odzywał się ani słowem. Ja sama też nawet nie wiedziałam o czym mielibyśmy rozmawiać, więc wolałam milczeć.
                    Po czterech pierwszych lekcjach nadeszła upragniona przerwa na lunch. Niby po drugiej też była , ale trwała ona tak krótko, że nawet nie zdążyłam porządnie odpocząć. Przed posiłkiem na korytarzach panował prawdziwy kocioł, a poruszanie się w takim tłumie graniczyło z cudem. Zmierzałam do Wielkiej Sali gdy w pewnej chwili poczułam że coś a raczej ktoś tak się przepycha przez co poleciałam na ścianę. Szybko się otrząsnęłam i zauważyłam grupkę chłopaków.
- Może czasem uważałbyś jak chodzisz - odezwałam się do blondyna, który stał na czele tego 'stadka', gdyż wiedziałam, że to jego sprawka
- Mówiłaś coś czy się tylko przesłyszałem? - spytał odwracając się w moją stronę.
- Tak, mówiłam, ale skoro nie dosłyszałeś to zalecam natychmiastowe badanie słuchu - odpowiedziałam zadzierając głowę by na niego spojrzeć.
- Nie pozwalaj sobie.
- Bo co ?
- Draco, daj spokój - odezwał się czarnoskóry chłopak stojący z tyłu.
- Bo możesz tego pożałować - zagroził ignorując uwagę kolegi.
- Ale się boję, aż trzęsę się ze strachu.
- Cóż może powinnaś zacząć.
Prychnęłam tylko, po czym odwróciłam się na pięcie i odeszłam.
- Typowa reakcja osoby, która nie wie co ma odpowiedzieć - zaśmiał się.
- Nie, po prostu wolę odejść, niż zniżać się do poziomu takiego bezmózga jak ty - gdyby spojrzenie mogło zabijać, to w tamtym momencie już leżałabym trupem. Uśmiechnęłam się tylko zwycięsko i ruszyłam w swoją stronę. Jeden do zera dla mnie pomyślałam. Tak, tyle że to pierwszy dzień, a ty już masz wroga odezwał się głosik w mojej głowie.

Draco

- Zamknąć się - warknąłem na Crabbe'a i Goyle'a, którzy ośmielili zacząć cicho chichotać.
Nie zwracając na nic uwagi skierowałem się na lunch
-Coś ty taki nerwowy - zapytał siedzący przy stole Nott. - Ooo ja znam to milczenie. Co znowu ktoś odważył się urazić twoją dumę? - odpowiedziałem mu tylko sztyletującym spojrzeniem po czym wróciłem do posiłku. - Daj sobie spokój z tym spojrzeniem bo tyle razy już tyle razy tego próbowałeś i....
- Nott do jasnej cholery, czy ty możesz się wreszcie zamknąć?!
- Dobra, dobra co się unosisz. No ale powiedz Blaise kto to był?
Nie wiedziałem jakie siły w tamtym momencie powstrzymywały mnie jeszcze przed rzuceniem się na niego.
- Dam ci małą podpowiedź. Niska, długie brązowe włosy, siedzi na końcu stołu - odezwał się Zabini kiwając głową we właściwą stronę.
- Żartujesz.
- Nie.
- Czy wy możecie zmienić temat?! Zachowujecie się jak jakieś stare plotkary!
- Czego się pieklisz? Mówiłem żebyś sobie odpuścił, a że ty jak zawsze mnie nie słuchasz i wychodzi jak wychodzi to już twoja wina.
- No dzięki. Wiesz jesteś niezwykle pomocny jako przyjaciel - mój głos wręcz ociekał sarkazmem.
- No oczywiście że wiem - odpowiedział przywołując na twarz ten swój głupawy uśmiech.
- Dobra, daj mu już spokój - powiedział Teodor - Nie sądzicie, że wypadałoby się zastanowić nad jakimiś kwalifikacjami do drużyny?
- Jest dopiero pierwszy dzień tej męczarni, a mi jeszcze dokładasz - jęknął Blaise
- To nie jest taki głupi pomysł. Słyszałem, że mamy grać jako pierwsi z Gryfonami.
- Czyli  ustalone.
- No to gratuluje Nott, załatwiasz całą resztę.
- O nie, nie. Nie dam się w to wkopać. Sam sobie idź do Slughorn'a to załatwić.
- Dlaczego zawsze ja?
- Bo to ty jesteś kapitanem.
- No właśnie.
- Zabini ty już się lepiej nie odzywaj - niestety nie odpuścili i wpatrywali się we mnie wyczekująco.

Lexi

Po skończonym posiłku miałam jeszcze dwie lekcje. Najpierw Wróżbiarstwo. Sam przedmiot był nawet ciekawy, tyle że nauczycielka troszeczkę mnie przerażała. Później Obrona Przed Czarną Magią i to tutaj zaczynały się schodki. Nową nauczycielką była Marion Griffiths. Młoda kobieta, na moje oko przed trzydziestką ze sztucznym i przesłodzonym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Większość męskiej części klasy robiła do niej maślane oczy, a mnie aż mdliło kiedy słyszałam ich przyspieszone tętno i westchnienia. Na szczęście nie musiałam zbytnio słuchać jej gadania przez co ostatnia godzina minęła mi dużo szybciej. Po jej zakończeniu udałam się komnaty wujka, który wcześniej mnie o to poprosił. Zapukałam, a gdy usłyszałam proszę weszłam.
- Ach witaj kochana. Proszę usiądź - wskazał na kanapę - Masz może na coś ochotę?
- Masz jeszcze te czekoladowe lody? Potrzebuje cukru.
- Oczywiście - zaśmiał się. Już po chwili trzymałam w dłoniach wypełniony po brzegi pucharek. - No to opowiadaj. Jak pierwszy dzień?
- Jakoś - odpowiedziałam wzruszając ramionami.
- A coś więcej?
- Tak właściwie to sama nie wiem. Było nawet znośnie.
- A jak pracuje ci się z panem Nott'em?
- Cóż rozmowny to on nie jest, zresztą ja też.
- Lexi wiem, że jest ci ciężko, ale spróbuj - w jego głosie wyczułam prośbę, ale i coś czego nigdy bym się nie spodziewała. Była to troska - W szkole jest tyle osób na pewno się z kimś dogadasz.
- Pewnie tak - powiedziałam niezbyt przekonana, po czym odłożyłam na mały stolik opróżniony pucharek. Kiedy stryj otwierał usta by jak mniemam zadać kolejne pytanie rozległo się pukanie.
- Spodziewasz się kogoś?
- No właśnie nie - orzekł po czym poszedł otworzyć drzwi.
- Dzień dobry profesorze. Miałby pan chwilkę ?
 --------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć. Tak jak obiecałam jestem z nowym rozdziałem. Co do następnego to mogę już teraz powiedzieć, że nie wiem kiedy się pojawi. Co do nowych bohaterów to są oni w notce bohaterowie. Miłego czytania :) Pa.

czwartek, 24 marca 2016

Rozdział 4


                                                 Lexi

                          Nie wiedziałam, o co tym wszystkim ludziom chodziło. Najpierw przy kolacji patrzyli na mnie jakby człowieka nie widzieli. Później jeszcze ci idioci, którzy stali na korytarzu i wpatrywali się w moje drzwi, jak woły w malowane wrota. Miałam ochotę pobiegać tylko jak zawsze znalazł się mały problem. Jutro miałam iść na lekcje, a znając życie po całonocnym bieganiu najpewniej bym tam nie dotarła. Chociaż tak właściwie nie wiedziałam po co mam na nie chodzić. Wuj nie zdawał sobie sprawy, że potrafię czarować, a McGonagall nie miała w ogóle pojęcia kim jestem. Z tego co udało mi się usłyszeć to powiedział jej tylko, że nie jestem taka jak oni. Co najdziwniejsze ona o nic więcej nie pytała. Nie tracąc czasu postanowiłam, że wstanę wcześniej następnego dnia. Przebrałam się w piżamę i poszłam spać.
                                  Nazajutrz obudziłam się o 5:00, czyli miałam dokładnie dwie godziny nim zacznie się spotkanie w Wielkiej Sali. Ubrałam się,
 a wychodząc szybko naciągnęłam jeszcze na prawą dłoń czarną, skórzaną rękawiczkę bez palców.                         
                                      Nie miałam zbyt wielkiego terenu, na którym mogłabym się rozpędzić. Do Zakazanego Lasu zaś nie chciałam się zbliżać, po tym jak ostatnio zorientowałam się, że mieszkają tam centaury. Oddaliłam się od zamku, na taką odległość żeby nikt mnie nie widział. By trochę ochłonąć wystarczyło mi zaledwie półtorej godziny. Później podeszłam jeszcze do jeziora, by przejrzeć się w tafli wody. Poprawiłam włosy i ruszyłam w stronę zamku. Kiedy weszłam do sali większość uczniów już tam była. W sumie nic dziwnego zostało tylko pięć minut. Nauczyciele zarządzili, że z każdego roku losować będą faceci. Kiedy przyszedł czas na mnie nabazgrałam szybko na pergaminie swoje imię i wrzuciłam do wielkiej kuli. Ustawiłam się pod ścianą i czekałam na to który szczęściarz będzie miał to mnie wylosował. Kiedy padło moje imię oderwałam się od ściany i ruszyłam przed siebie.

                                                Teodor

                 
                                     Ze wstaniem następnego dnia nie miałem większych problemów. Byłem przyzwyczajony do wczesnego wstawania. Szybko się ogarnąłem i wyszedłem. Do Wielkiej Sali dotarłem przed kumplami, którzy jak zwykle przyszli na ostatni moment. Gdy przyszła moja pora by losować zanurzyłem rękę w strzępkach pergaminu i wyjąłem ten znajdujący się na samym dnie. Podałem go Slughorn'owi i odsunąłem się na bok. W pewnym momencie padło imię.....Lexi. Zacząłem szybko przeszukiwać pamięć. Nie zdążyłem się nawet dobrze zastanowić kiedy przede mną stanęła nowa dziewczyna. Nie wiedząc zbytnio co zrobić wyciągnąłem dłoń.
- Teodor
-Lexi
Pierwsze na co zwróciłem uwagę był mocny uścisk dłoni. I to zadziwiająco mocny jak na taką kruszynę. Po wymienionych uprzejmościach skierowaliśmy się w stronę stołu. Od razu usiadła na skraju. Nie chcąc być nie miłym usiadłem obok niej. Zanim śniadanie się zaczęło miałem okazję chwilę jej się przyjrzeć. Na przedramionach miała wytatuowane fazy księżyca.


Była niższa ode mnie i szczupła. Tyle że, nie koścista jak niektóre dziewczyny, była po prostu wysportowana. Zaś długie proste, brązowe włosy opadały swobodnie na jej ramiona.
                                          
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam, witam! Życzę Wam wszystkim Wesołych Świąt Wielkanocnych. Następny rozdział przewiduję w okolicach niedzieli lub poniedziałku. Do napisania. Pa

Nikt Ważny



piątek, 18 marca 2016

Rozdział 3


                                               Lexi

Obudziła mnie jakaś krzątanina dobiegająca z korytarza. Miałam okazję, po raz kolejny przekonać się, że czuły słuch nie zawsze jest czymś dobrym. Spojrzałam na zegarek i od razu zaklęłam pod nosem. Zaspałam. Niedługo mieli przyjechać inni uczniowie, a ja obiecałam wujkowi, że pojawię się w Wielkiej Sali pół godziny wcześniej. Tak więc, zostało mi 30 minut na przygotowania. Zwlokłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam swój ulubiony czarny makijaż oraz doprowadziłam do porządku moje poplątane włosy. Skończywszy weszłam do garderoby i wybrałam strój
 Później wzięłam jeszcze na wszelki wypadek jeden ze sztyletów po czym włożyłam go do buta. Resztę porozrzucanej broni zgarnęłam i wrzuciłam do schowka, by była nie widoczna dla wścibskich oczu. Kiedy skończyłam zegarek wskazywał osiemnastą trzydzieści. By nie tracić czasu po prostu teleportowałam się na miejsce. Wujek już tam czekała chodząc nerwowo w kółko. Jestem prawie pewna, że gdybym przyszła pięć czy dziesięć minut później to prawdopodobnie zastałabym wydeptaną fosę w podłodze.
- Nareszcie jesteś. Na samym początku będziesz stać przy stole nauczycieli. Kiedy Minerwa już wszystkich powita to przed przydzieleniem pierwszorocznych przedstawi ciebie i powie, do którego domu będziesz należeć. Kiedy skończy podejdziesz do stołu i usiądziesz przy wolnym miejscu. Zrozumiałaś wszystko ?
- Tak- odpowiedziałam.
Nie pozostało mi nic innego jak czekać na zakończenie mojej wolności.

                                              Draco

                          Widok peronu był dla mnie niczym wybawienie. Po tych kolejnych kilku godzinach bezustannej paplaniny Tracy miałem już wszystkiego dość. Tak samo jak w poprzednich latach na peronie czekał na nas ten pożal się boże gajowy. No ale cóż trzeba było iść, jak mus to mus.
- Stary sorry próbowałem ją zatrzymać - odezwał się Zabini gdy wysiedliśmy z pociągu - Tyle że wiesz jaka ta wariatka jest, bez względu na wszystko do celu.
- Niestety wiem...i to aż za dobrze - powiedziałem i skierowałem się w stronę łodzi.
                           Kiedy dotarliśmy i zajęliśmy miejsca McGonagall (bo to ona była teraz dyrektorką) zaczęła swoje przemówienie. Siedziałem nie słuchając, ale za to czekałem kiedy będziemy mogli iść do komnat. Gdyby nie Blaise nadal siedziałbym nie wiedząc co się dzieje. Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem, a potem w tą samą stronę, w którą wpatrywał się on. Na podwyższeniu dla nauczycieli obok Slughorn'a zobaczyłem niezbyt wysoką dziewczynę. Nie wiedziałem o co chodziło kumplowi dziewczyna jak dziewczyna.
- Przed przydzieleniem najmłodszych do ich domów chciałabym przedstawić wam nową uczennicę Alexię Stanton. Będzie uczęszczać na lekcje z uczniami Slytherinu z siódmego roku. - przemówiła dyrektorka.
Nikt nie wydał żadnego dźwięku wszyscy patrzyli na dziewczynę, która zmierzała w stronę naszego stołu. Najbardziej zaskoczyło mnie to, że usiadła na miejscu najbardziej oddalonym od innych.
- W tym roku razem z nauczycielami postanowiliśmy, że każdy wylosuje sobie partnera, z którym będzie pracować przez cały rok na wszystkich lekcjach. Dlatego też pragnę żebyście jutro o siódmej przyszli z tego właśnie powodu - wygłosiła McGonagall.
                            Po skończonej kolacji wszyscy udaliśmy się do komnat. W trójkę poszliśmy na piętro, gdzie umieszczone były prywatne komnaty. Pierwszym co rzuciło mi się tam w oczy to drzwi znajdujące się na końcu korytarza. Były czarne niczym smoła, niby nic, ale jednak coś. Jedynym co w tamtym momencie wiedziałem było to, że ktoś musiał tam mieszkać, zastanawiałem się tylko kto. Wszystko wyjaśniło się, kiedy odwróciliśmy się. W naszą stronę zmierzała nowa. Nie zaszczycając nas nawet spojrzeniem skierowała się do dziwnych drzwi i weszła przez nie, po czym zatrzasnęła je z taką siłą, że omal nie wypadły z zawiasów...
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam Was w nowym rozdziale! Myślałam, że dam radę wstawić go szybciej, ale wiecie jak to jest, nie zawsze się uda. Dziękuję z wszystkie komentarze, one znaczą dla mnie bardzo wiele. Jeśli chcecie być na bieżąco to zapraszam do obserwowania. Co do rozdziału to ja jestem z niego zadowolona, ale ocena należy do Was. Do napisania. Pa.

Nikt Ważny                                 

piątek, 11 marca 2016

Rozdział 2

                                                Draco

                         Stałem na balkonie, kiedy zaczęło świtać. Mimo wczesnej pory nie mogłem zasnąć. Wiedziałem jaki dzisiaj dzień. Pomimo, że starałem się o tym nie myśleć, mój umysł nie dawał za wygraną. Dzisiaj znowu miałem wrócić do Hogwartu. Z racji tego, że nie wiedziałem czego mam się spodziewać było to dużo trudniejsze. Byłem w końcu synem śmierciożercy, a nawet sam należałem do nich tylko zaliczałem się do tych "nawróconych". Nie miałem, więc co liczyć na to, że wszyscy będą zachwyceni moim powrotem. Po upadku Voldemorta ojciec cudem uniknął Azkabanu. Mimo wszystko starał się wszystko kontrolować. Ciągle truł mi głowę swoimi złotymi myślami. Tak więc pod tym względem się nie zmienił, wciąż władczy i zrzędliwy.
                          Nie mając nic lepszego do roboty ubrałem się i zacząłem pakować ubrania do kufra. Dobrze, że przejrzeli na oczy i zrezygnowali z tych mundurków. Kiedy kończyłem z dołu dobiegł mnie głos matki.
- Draco zejdź na śniadanie!
Nie mając większego wyboru musiałem zejść i przez to wszystko przebrnąć. Po śniadaniu, które minęło w ciszy zabrałem z pokoju kufer, pożegnałem się z rodzicami i teleportowałem się na peron 93/4. Zabini i Nott już tam na mnie czekali.
- Jak zwykle spóźniony - powiedział wskazując zegar.
- Diable ty to wiesz jak zacząć rozmowę.
- Dobra, nie kłóćcie się tylko chodźcie bo zajmą wszystkie wolne przedziały, a ja nie zamierzam stać przez kilka następnych godzin- odezwał się Nott.
- Coś ty taki milczący? - zapytał Blaise kiedy zajęliśmy przedział.
- A co ty taki pogodny?
Już otwierał usta by coś odpowiedzieć, tyle że musiały wpaść Parkinson, Davis i Greengrass. Tak właściwie do tej ostatniej nic nie miałem. Może i była blondynką, ale z całej trójki to ona była tą najbardziej rozgarniętą. Co więcej nie paplała tyle co jej koleżanki. Po tym jak wpadły (te dwie pierwsze dosłownie) do pomieszczenia nie zdążyłem nawet się ruszyć, gdyż Davis od razu się do mnie przykleiła.
- Cześć Draco - powiedziała robiąc maślane oczy.
- No cześć - odpowiedziałem przesuwając się w stronę okna.
Niestety nawet to nie pomogło. Od razu przybliżyła się do mnie po czym położyła mi głowę na ramieniu. No i oczywiście od razu zaczęła swój wywód o tym co robiła w wolnym czasie i jaki to skandal, że wydłużyli obowiązek nauki do 20 roku życia. Chłopaki posłali mi tylko współczujące spojrzenia.
                    Mimo, że ze wszystkich sił starałem się nie słuchać Tracy nie dawała za wygraną. Kiedy tylko orientowała się, że jej nie słucham, konsekwentnie sprowadzała mnie na ziemię. Po kilku godzinach miałem już naprawdę dość.
- Nie wiem jak wy, ale ja idę się przejść - rzuciłem, po czym szybko ulotniłem się z przedziału.
Potrzebowałem trochę powietrza. Podszedłem do najbardziej oddalonego okna i lekko je uchyliłem. Po drodze spotkałem jeszcze Potter'a. Skinęliśmy sobie głowami na powitanie. Może i nie skakaliśmy już sobie do gardeł, ale też jakąś wielką miłością do siebie nie pałaliśmy. Świeże powietrze dobrze mi zrobiło, miało w sobie coś kojącego.
- Dracusiu, chodź do nas - usłyszałem głos przy moim uchu.
- To by było na tyle z mojej wolności - pomyślałem.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest i drugi rozdział. Wiem, że nie jest jakoś szalenie ciekawy, ale zapewniam, że akcja zacznie się rozwijać. Ocenę pozostawiam Wam.


czwartek, 3 marca 2016

Rozdział 1

 

                                                Lexi

                    Las. Widziałam tylko las. Nic innego nie liczyło się bardziej niż to, by biec przed siebie, by uciekać, by zagłębiać się dalej w otchłań jego ciemności i ukojenia jakie ze sobą niósł. Nie potrafiłam się zatrzymać, biegłam przed siebie co jakiś czas przyspieszając. Nie zorientowałam się nawet, kiedy zmieniłam postać. Mimo wszystko ten bieg też nie pomagał. W uszach ciągle brzmiały wciąż te same słowa: "Chcieliby żebyś była bezpieczna i szczęśliwa." Tak szczerze nigdy nie zastanawiałam się nad tym czego by chcieli. Tamte sprawy należały do przeszłości, a ja nie miałam ochoty do nich wracać. Może i ja tego nie chciałam, ale sama przeszłość też nie dawała za wygraną. Ciągle mi o sobie przypominała, a ja mając jej dość starałam się ją omijać szerokim łukiem.

                   Po ok. stu kilometrach biegu gwałtownie zahamowałam. Byłam już całkiem daleko od zamku, więc postanowiłam zawrócić. Pomyślałam sobie, że będę grzeczna i nie będę robić problemów. Na razie. Spowrotem biegłam dużo wolniej  niż poprzednio, starając się za wszelką cenę odwlekać to co miało się niedługo stać. Byłam mniej więcej w pół drogi kiedy zaczynało świtać. Reszta drogi minęła o wiele szybciej. Kiedy dotarłam do zakazanego lasu zmieniłam się w człowieka. Drogę do zamku pokonałam na piechotę.

                 Miałam szczęście, gdyż wszyscy jeszcze spali i miałam okazję przemknąć się niezauważona. Kiedy dotarłam do wejścia pokoju wspólnego powitał mnie znajomy syk.

- Ssss...o której to sssię wraca?

- Daj sobie spokój gadzie, nie jestem w nastroju na żarty - odfuknęłam.

- Ssssss...podaj hasssło.

- Zieleń szmaragdu.

Szybko przeszłam przez przejście i poszłam do mojej pieczary,(czy też dormitorium jak to wszyscy tu nazywają). Miałam to szczęście, że mieszkałam sama. Był to jeden z listy moich dość licznych warunków, które miałam okazję przedstawić wujowi nim tu przyjechałam.  Na początku pokój był standardowo urządzony w barwach domu co niezbyt mi odpowiadało. Teraz ściany były czarne, przy czym na części jednej z nich była fototapeta przedstawiająca słoje drzewa. Zaś na pozostałej części tej samej ściany widniał napis: "All you need is weapon and more weak points opponent"(Wszystko czego potrzebujesz to broń i więcej słabych punktów przeciwnika). Pozwoliłam też sobie wyczarować garderobę i schowek na broń pod łóżkiem, oraz ulepszyć trochę łazienkę.

                          Tak więc Hogwart nie był złym miejscem. Było tu wiele miłych ludzi takich jak profesor McGonagall. Udało mi się ją przekonać by zrezygnowała z tych okropnych mundurków i szat, co wcale nie było takie trudne. Jedynym co nadal obowiązywało to krawaty oraz szaty które trzeba było zakładać na lekcje typu eliksiry czy zielarstwo. Wszystko było wporządku oprócz tego, że ja tu nie pasowałam.

                           Kiedy spojrzałam na zegarek wskazywał 7:30.  Nie mając nic lepszego do roboty wzięłam szkicownik i zaczęłam szkicować. Nie zorientowałam się nawet kiedy zasnęłam.

środa, 2 marca 2016

Prolog



Prolog
Kilka miesięcy wcześniej...
Zniszczony dziedziniec oraz zamek, kłęby dymu i ciemne chmury które powoli dawały za wygraną odsłaniając słońce. A pośród tego ludzie zarazem rozpaczający po stracie bliskich, a jednocześnie szczęśliwi. Szczęśliwi bo zło zostało pokonane, Czarny Pan został pokonany i nie wróci.
          Gdzieś w innej części świata była dziewczyna. Uciekała przed zabójcami. Kiedy się odwróciła widziała jak to co było dla niej tak cenne stało w płomieniach. Jak traci z oczu ważnych dla siebie ludzi. Gdy usłyszała blisko siebie szelest ponownie zerwała się do biegu. Teraz nie pozostawało nic innego by zmylić ścigającego i gdzieś się zaszyć. „Łatwiej powiedzieć niż zrobić”-pomyślała.

Bohaterowie

Wraz z akcją bohaterów będzie przybywać.

Alexia Stanton



Draco Malfoy






Blaise Zabini






Teodor Nott







Dafne Greengrass









Pansy Parkinson
 


 





Tracy Davis 







Saphira

 






Minerwa McGonagall


 


 




Horacy Slughorn







 
Marion Griffits