niedziela, 15 maja 2016

Rozdział 8

Draco

Nigdy nie wiedziałem jak Nott to robił, że gdy my przychodzimy jeść on już kończył.
- Jak ty to robisz?
- Ale co?
- To, że zawsze jesteś tu pierwszy.
- Aaa o to ci chodzi – zamyślił się na chwilę. – Wiesz jak to jest, ja nie muszę odganiać od siebie tłumów napalonych fanek – zaśmiał się. Już miałem coś odpowiedzieć gdy nagle znikąd pojawił się Blaise. Powiedział coś Nott'owi, czego ja nie byłem w stanie usłyszeć. Brunet od razu poderwał się z miejsca i niemal wybiegł z pomieszczenia.
- Dobra to było dziwne, a teraz mów o co chodziło.
- O to co zawsze – powiedział nabierając na talerz kurczaka – twoją głupotę.
- Co?! – w odpowiedzi otrzymałem tylko śmiech przyjaciela.

Lexi

Nim się zorientowałam ciepłe dni września zamieniły się miejscem z tymi deszczowymi października. Slytherin w końcu nie zagrał na pierwszym meczu gdyż postanowiono, że najpierw zagrają Hufflepuff i Ravenclaw. Lecz nie to było dla mnie istotne. Powoli znowu zaczęła zbliżać się pełnia. Znowu wszystko we mnie buzowało. Starałam się spędzać każdy wolny czas na bieganiu. Żyjąc w lesie nie miałam takich problemów mogłam robić co i gdzie chciałam.
Wychodziłam właśnie z biblioteki kiedy poczułam, że na coś albo raczej na kogoś wpadłam. Lekko się zachwiałam ale trzymana przeze mnie książka upadła na ziemię.
- Stanton ja wiem, że jestem przystojny i ogólnie wyglądam jak młody bóg więc jak chcesz się umówić to nie musisz na mnie wpadać, wystarczy powiedzieć – odezwał się ze swoim firmowym uśmieszkiem.
- Malfoy po pierwsze to ty na mnie wpadłeś – wyrwałam mu z rąk książkę którą wcześniej podniósł – a po drugie z  flamingami się nie umawiam – wyminęłam go i poszłam przed siebie.
- Co?! – usłyszałam za sobą jeszcze jego zdezorientowany krzyk.  

Draco

Wlepiałem wzrok w plecy odchodzącej dziewczyny i zastanawiałem się o co mogło jej chodzić. Wzruszyłem ramionami i skierowałem się do biblioteki w poszukiwaniu kumpli. Po wejściu do pomieszczenia ludzie rzucali mi dziwne spojrzenia. Nie przejąłem się nimi i ruszyłem w stronę stolika gdzie siedzieli Diabeł i Teodor. 
- Wiesz stary ja rozumiem że czasem można mieć gorszy dzień ale aż do tego stopnia? -  odezwał się Blaise.
- O co tobie znowu chodzi?
- O to, żebyś spojrzał w lustro – wskazał na włosy.
Wytrzeszczyłem oczy i wręcz w ekspresowo przyspieszonym tempie ruszyłem do swojego pokoju. Wpadłem do łazienki, a to co zobaczyłem w lustrze sprawiło że omal nie zszedłem na zawał na miejscu. Teraz już wiedziałem co Stanton miała na myśli mówiąc o tym flamingu. Moje włosy były dokładnie takiego samego koloru jak wspomniany ptak. Wszedłem szybko pod prysznic chcąc to zmyć. Niestety im bardziej próbowałem tym kolor stawał się coraz bardziej jaskrawy. Musiałem przyznać,  że nieźle to wymyśliła bo nie pomagały nawet zaklęcia. Jednak nie to w tamtym momencie się dla mnie liczyło. W jednej chwili dopadłem do drzwi pokoju dziewczyny.
- Stanton otwieraj i to natychmiast – waliłem pięścią w drzwi.  Kiedy to nic nie dawało próbowałem otworzyć je za pomocą czarów. Na próżno. – Wiem, że tam jesteś. Otwórz- właściwie to nie wiedziałem czy tam jest ale pomyślałem, że może to da jakiś efekt – jak cię dorwę to nie wyjdziesz z tego cało – wymruczałem pod nosem na odchodne.

Lexi

Siedziałam na śniadaniu kiedy do Wielkiej Sali wkroczyła moja ostatnia ofiara. Na widok włosów chłopaka uśmiechnęłam się zadowolona z siebie. Jego włosy miały jaskrawy odcień różu. Naiwny myślał,żże da radę siè tego pozbyć. 
Nie spostrzegłam się nawet kiedy usiadł obok mnie.
- Masz to natychmiast albo jeszcze szybciej usunąć – wysyczał gdy nie wiadomo, w którym momencie się do mnie dosiadł.
- Cóż obawiam się, że usunięcie tego wiąże się ogoleniem tej twojej główki – na widok jego miny wybuchłam niepohamowanym śmiechem. 
- Lexi chodź ze mną – odezwał się głos, który przerwał chłopakowi, gdy już otwierał usta w odpowiedzi. Podniosłam się z miejsca i ruszyłam za wujkiem.
- No to przyznaj się czym ci podpadł ? – zapytał kiedy znaleźliśmy się już w jego gabinecie.
- Ja nie rozumiem czemu myślisz, że to ja mam z tym coś wspólnego. Poza tym z tego na ile się orientuję to nie tylko mnie zalazł za skórę.
- Bo widziałem ten uśmiech i ja go bardzo dobrze znam. Jednak mnie bardziej interesuje to że potrafisz czarować, a nic o tym nie wspomniałaś.
- Bo nie pytałeś.
- Masz różdżkę?
- Nie. Nauczyłam się czarować bez tego patyka. Machnę palcami albo o czymś pomyślę, a to się dzieje.
- Fascynujące. Zawsze myślałem, że jesteś taka jak bracia no chyba, że oni też...
- Nie tylko ja mam cząstkę tego i tego ale wszystko ma swoją cenę.
- Nie rozumiem.
- Nie jestem aż tak sprawna fizycznie. Zmniejszona siła i szybkość, moje ciało się wychładza przez co mogę zachorować ale niekoniecznie. Zranienia leczą się trochę wolniej, a niektóre jeszcze dłużej. Przy czarach jest podobnie. Coś za coś. 
- Rozumiem, a wracając do tematu twoich czarów to nie widzę przeszkód żebyś w pełni uczestniczyła w lekcjach.
- Muszę?
- Dobrze by było. Powiadomię o wszystkim Minerwę.
- Widzę, że zbytnio nie mam wyjścia.
- Tak jakby. 
- Muszę już uciekać bo spóźnię się na lekcję – zawiesiłam torbę na ramię i wyszłam. Wcale mi się nie spieszyło gdyż pierwsza była Obrona Przed Czarną Magią ale najzwyczajniej w świecie miałam już dość tej rozmowy.
Powlekłam się w kierunku klasy. Nauczycielki jeszcze nie było i bardzo dobrze, bo jeśli by się do mnie przyczepiła to ja chyba przyczepiłabym ją za włosy po zewnętrznej stronie wieży astronomicznej.
Zdawałam sobie sprawę z tego jaka jestem i mimo tego, że mój charakterek pozostawiał wiele do życzenia to udało mi się zakolegować z sąsiadem ze szkolnej ławki Teodorem Nott'em. Był w porządku. Dało się z nim normalnie porozmawiać. Drugi był Blaise, z którym wymieniałam podstawowe uprzejmości lub czasem zamieniłam kilka słów.
 ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Udało się! Pisałam ten rozdział cztery razy ale udało się i to jest najważniejsze. Jeśli macie jakieś pomysły czym może być Lexi to piszcie chętnie poznam Wasze teorie. Wiem, że długo mnie nie było ale nauczyciele oszaleli i oczywiście pod koniec roku zachciało im się sprawdzianów i kartkówek. Następny postaram się napisać jak najszybciej. Życzę miłego czytania. Pa !

~ Nikt Ważny

piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział 7

Lexi

                      Siedziałam na jednym z parapetów czekając na dzwonek kiedy usłyszałam :
- No proszę, proszę. Kogo my tutaj mamy? Co tam Stanton?
- Czego chcesz Malfoy? – zapytałam nie odwracając wzroku od okna.
- A skąd pomysł że mógłbym czegoś chcieć? – oparł się ramieniem o ścianę i przyglądał mi się.
- Świetnie, więc jeżeli nic ode mnie nie chcesz to odejdź, bo zaniżasz średnią IQ całego korytarza – uśmiechnęłam się wrednie.
- Stanton ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z kim rozmawiasz – warknął zły.
- Ależ oczywiście że wiem - zapewniłam i postanowiłam wkurzyć go jeszcze bardziej - Z nadętym arystokratycznym bucem, który nie wiedzieć dlaczego uczepił się mnie jak rzep psiego ogona i za nic nie chce się odwalić – zeskoczyłam z parapetu i mimo, że lekcje jeszcze się nie zaczęły pomaszerowałam do klasy.

Draco

- Stary coś ci ten podryw nie idzie – usłyszałem śmiech za plecami.
- Zabini, nie wiem co ty sobie tam w tej swojej głowie ubzdurałeś ale uwierz nie mam ochoty tego słuchać, a ta mała jeszcze pożałuje.
- Dałbyś jej już spokój. Co więcej spróbuj się z nią jakoś dogadać.
- O czym ty do mnie nawijasz?
- Potrzebujemy jej. Podobno ma głowę do spraw taktycznych.
- Ta podobno.
- Taaa...Zaraz, zaraz. Wróć Po pierwsze skąd o tym wiedziałeś, a po drugie czemu nic nie mówiłeś?
- Slughorn coś o tym wspomniał, a nic nie powiedziałem bo nie potrzebuje jej pomocy.
- Skoro nie potrzebujesz jej pomocy do gdzie jest taktyka na mecz z Gryfonami?!
- Jeszcze coś się wymyśli – powiedziałem lekceważącym tonem.
- Skoro ty jak zawsze nie zniżysz się do tego by o coś zapytać to ja to zrobię.
- A rób sobie co chcesz – odpowiedziałem skierowałem się do klasy gdyż właśnie w tym momencie skończyła się przerwa.

Lexi

                       Siedziałam przy stole w czasie obiadu i jadłam moją ulubioną lazanię.
- Cześć. Mogę się dosiąść? – w odpowiedzi tylko wzruszyłam ramionami. Kojarzyłam go z pierwszego dnia. To on upomniał Malfoy'a na korytarzu podczas pierwszej konfrontacji. Za nic jednak nie mogłam przypomnieć sobie jego imienia – Jestem Blaise Zabini, dla przyjaciół Diabeł.
- Lexi – odpowiedziałam zdawkowo.
- Posłuchaj słyszałem, że jesteś dobra w sprawach strategicznych. Za niedługo jest mecz i potrzebujemy strategii ale jakoś nie umiemy nic wymyślić...
- I chcesz żebym pomogła – przerwałam mu wpół słowa. Potwierdził moje przypuszczenia kiwnięciem głowy - Niech zgadnę on kazał ci mnie o to spytać, bo sam się do tego nie zniży – widziałam cień zaskoczenia, który przemknął przez jego twarz kiedy kiwnęłam głową w stronę jego przyjaciela. Nie spodziewał się tego.
- Cóż powiedział, że mam robić co chcę – próbował jeszcze jakoś wszystko ratować ale za nic mu to nie wychodziło.
- Muszę cię rozczarować. Przekaż mu, że jeżeli czegokolwiek chce to niech sam poprosi.
Wstałam od stołu, zabrałam swoją torbę i odeszłam. Skierowałam się nad jezioro. Usiadłam na brzegu. Nie wiedziałam czemu ale lubiłam tam przesiadywać. Wyjęłam z torby szkicownik i ołówki. Rzadko zdarzały mi się chwile, w których brałam do ręki ołówek i po prostu rysowałam. Mimo wszystko rysunki nie różniły się były tak samo dobre. Postanowiłam, że tym razem przeleję na papier obraz, który miałam przed oczami. Przez chwilę udało mi się odpłynąć ale potrwało to długo, gdyż usłyszałam, że ktoś chodzi niedaleko mnie. Odwróciłam się. W znacznej odległości ode mnie w kółko przechadzał się Teodor. Wiedziałam, że już nie dam rady się skupić, dlatego spakowałam swoje rzeczy i ruszyłam w stronę zamku. Rzuciłam torbę pod biurko sama zaś powlekłam się w stronę łózka. Poleżałam przez chwilę wpatrując się w sufit. Nie miałam niczego specjalnego do roboty dlatego postanowiłam zrobić zadanie z zielarstwa, które było zadane na następny tydzień. Na lekcjach gdy inni czarowali, ja spędzałam ten czas na rzucaniu im znudzonych spojrzeń ale to oczywiście nie znaczyło, że miałam nie robić zadanych zadań. Z obecną pracą nie miałam problemów. Znałam roślinę więc całkiem sporo o niej napisałam, zapamiętałam trochę z lekcji, co nieco było w podręczniku ale mimo wszystko było tego trochę za mało. Dlatego też obiecałam sobie, że poszukam czegoś jeszcze w bibliotece.
 --------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć, cześć i czołem! :) Wiem, że rozdziały miały być już dodawane normalnie ale jakoś nie umiałam się wyrobić. Teraz akurat udało mi się go skończyć. Jeśli przeczytaliście to zostawcie po sobie jakiś ślad. Chętnie zapoznam się z waszymi opiniami. Kończę bo jest późno i mój umysł odmawia mi już posłuszeństwa. Pa!
Nikt Ważny

niedziela, 10 kwietnia 2016

Rozdział 6

                                               Draco

                          Po ciągłych prześladowaniach kumpli, nie miałem większego wyboru i musiałem iść załatwić to pozwolenie.
- Dzień dobry profesorze. Miałby pan chwilę? – zapytałem kiedy drzwi przede mną się otworzyły.
- Tak, tak oczywiście – odpowiedział zapraszając mnie gestem ręki. Kiedy tam wszedłem zamurowało mnie. Siedziała tam jak gdyby nigdy nic.
- Ja już i tak miałam się zbierać. Do widzenia.
- Do widzenia Lexi – odpowiedział nauczyciel podchodząc do biurka.
Śledziłem każdy jej ruch. Ona też mi się przyglądała. Kiedy zaś przechodziła obok mnie niby to 'przypadkiem' potrąciła mnie w ramię. Posłałem jej mordercze spojrzenie na co odpowiedziała tylko wrednym uśmieszkiem i wyszła. 
- Panie Malfoy, czego by pan sobie życzył?
- Chciałbym przeprowadzić w sobotę kwalifikacje i trening.
- Oczywiście. Usiądź – wskazał na krzesło po czym zaczął pisać – Proszę bardzo – powiedział po chwili podając mi zwój pergaminu.
- Dziękuję. Do widzenia -  podziękowałem i skierowałem się do wyjścia. 
- Byłbym zapomniał – odezwał się kiedy miałem już otwierać drzwi - Gdybyście potrzebowali pomocy przy strategii to z tego co wiem to Alexia jest dobra w takich rzeczach.
- Obejdzie się – rzuciłem wychodząc. Mogłaby być nawet jedyną osobą która umie opracować strategię, ale w życiu nie poprosiłbym jej o pomoc. Malfoy'owie o nic nie proszą.Zresztą w strategiach byłem najlepszy o czym każdy wiedział i nie potrzebowałem niczyjej pomocy.
                           Cały tydzień minął jakby jednym machnięciem różdżki. Obudziły mnie krzyki dobiegające zza drzwi. Zegar wskazywał wpół do dziesiątej. Zwlokłem się z łóżka klnąc na cały świat.
- Co znowu? – warknąłem na Blaise'a i Teodora stojących za drzwiami
- Trening
- O szlak!
- Zbieraj się. Czekamy w szatni.
Wyjąłem z szafy pierwsze lepsze ubrania. Potem wziąłem z kuchni jeszcze kanapkę,  którą zjadłem idąc do szatni. Wszyscy już tam czekali. Nie przejmując się nikim spokojnie przebrałem się w strój do quiditha. Kwalifikacje przebiegły szybko skład praktycznie był taki sam jak w zeszłym roku. Wytłumaczyłem wszystkim taktykę i zaczęliśmy grać. Poszło nieźle ale wiedziałem, że jeżeli chce wygrać z Gryfonami, muszę mieć jakiegoś asa w rękawie.

                                              Lexi

                             Mimo, że nie należałam do osób które w weekend lubią się wylegiwać to akurat w sobotę pozwoliłam sobie poleniuchować prawie do dziewiątej. Kiedy przyszłam na śniadanie była tam zaledwie garstka osób. Po zjedzeniu trzech dużych kanapek ruszyłam s powrotem do pokoju. Weszłam do garderoby gdzie zanurzyłam dłoń w wiszące na wieszakach ubrania. Wyjęłam spomiędzy nich moją katanę* i wyszłam. Oddaliłam się od zamku na taką odległość by mieć pewność że nikt mnie nie zobaczy. Zaczęłam przecinać powietrze tak jakbym walczyła z prawdziwym przeciwnikiem. Atakowałam, obracałam w dłoni i zadawałam ciosy. Skończyłam po jakieś godzinie. Kiedy byłam w pewnej odległości od boiska gdy usłyszałam głosy. Wyostrzyłam wzrok by zobaczyć co się dzieje. Kilkoro uczniów grało w jakąś  grę. Wujek mówił mi coś, że w tej szkole mają jakieś swoje mecze ale nie interesowało mnie to zbytnio dlatego odeszłam.

                                           Draco

                            Po skończeniu treningu razem z Diabłem i Nott'em poszedłem do Wielkiej Sali gdzie już prawie skończyło się śniadanie. Mimo wszystko zdążyliśmy jeszcze spokojnie zjeść.
- Zdajesz sobie sprawę, że potrzebujemy czegoś ekstra by wygrać ten mecz?
- Nie no Diable jestem takim idiotą, że nie wiem – warknąłem.
- Dobra ale czy ty zawsze musisz się na mnie pieklić?
- Jak rzucasz takie idiotyczne uwagi to muszę – odpowiedziałem kończąc rozmowę.
Resztę weekendu spędziłem ucząc się i odrabiając lekcje.  Nauczycielom coś odwaliło i nie wiedzieli ile mają zadać.
- To jak masz już jakąś taktykę? Bo wiesz mecz jest za niecałe dwa tygodnie – odezwał się Nott na wtorkowym śniadaniu. Nikt tak jak on nie potrafił rozwalić w miarę dobrze rozpoczętego dnia. 
- Przecież mówiłem że coś wymyślę.
- To myśl szybciej bo ci czasu zabraknie.
- Zapewniam cię, że nie masz się czego obawiać.
- Wcale się nie obawiam. Po prostu chcę mieć pewność, że nie wyskoczysz z czymś godzinę przed meczem. 
Wstałem od stołu i skierowałem się do drzwi.
- A ty dokąd?
- Zabini czy ty jesteś moją matką, że musisz wszystko wiedzieć?! Bo tak szczerze to mi na nią nie wyglądasz.
Wywrócił tylko oczami i wrócił do śniadania. Ja zaś udałem się w stronę klasy gdzie odbywały się starożytne runy. 
*Katana -  miecz japoński czasami zwany mieczem samurajskim.
 --------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam wszystkich. Wiem, że długo mnie tu nie było ale ten tydzień było mocno zakręcony. Myślę że następne rozdziały będą dodawane już normalnie. Nie przynudzam już i życzę miłego czytania. Pa.

Nikt Ważny

poniedziałek, 28 marca 2016

Rozdział 5


 Lexi

               Kiedy podawałam mu dłoń specjalnie uścisnęłam ją trochę mocniej niż normalnie. Kiedy usiadłam do stołu poczułam ja przez chwilę się zawahał, ale o dziwo wybrał mnie. Ten fakt był o tyle dziwniejszy, że przez cały czas nie odzywał się ani słowem. Ja sama też nawet nie wiedziałam o czym mielibyśmy rozmawiać, więc wolałam milczeć.
                    Po czterech pierwszych lekcjach nadeszła upragniona przerwa na lunch. Niby po drugiej też była , ale trwała ona tak krótko, że nawet nie zdążyłam porządnie odpocząć. Przed posiłkiem na korytarzach panował prawdziwy kocioł, a poruszanie się w takim tłumie graniczyło z cudem. Zmierzałam do Wielkiej Sali gdy w pewnej chwili poczułam że coś a raczej ktoś tak się przepycha przez co poleciałam na ścianę. Szybko się otrząsnęłam i zauważyłam grupkę chłopaków.
- Może czasem uważałbyś jak chodzisz - odezwałam się do blondyna, który stał na czele tego 'stadka', gdyż wiedziałam, że to jego sprawka
- Mówiłaś coś czy się tylko przesłyszałem? - spytał odwracając się w moją stronę.
- Tak, mówiłam, ale skoro nie dosłyszałeś to zalecam natychmiastowe badanie słuchu - odpowiedziałam zadzierając głowę by na niego spojrzeć.
- Nie pozwalaj sobie.
- Bo co ?
- Draco, daj spokój - odezwał się czarnoskóry chłopak stojący z tyłu.
- Bo możesz tego pożałować - zagroził ignorując uwagę kolegi.
- Ale się boję, aż trzęsę się ze strachu.
- Cóż może powinnaś zacząć.
Prychnęłam tylko, po czym odwróciłam się na pięcie i odeszłam.
- Typowa reakcja osoby, która nie wie co ma odpowiedzieć - zaśmiał się.
- Nie, po prostu wolę odejść, niż zniżać się do poziomu takiego bezmózga jak ty - gdyby spojrzenie mogło zabijać, to w tamtym momencie już leżałabym trupem. Uśmiechnęłam się tylko zwycięsko i ruszyłam w swoją stronę. Jeden do zera dla mnie pomyślałam. Tak, tyle że to pierwszy dzień, a ty już masz wroga odezwał się głosik w mojej głowie.

Draco

- Zamknąć się - warknąłem na Crabbe'a i Goyle'a, którzy ośmielili zacząć cicho chichotać.
Nie zwracając na nic uwagi skierowałem się na lunch
-Coś ty taki nerwowy - zapytał siedzący przy stole Nott. - Ooo ja znam to milczenie. Co znowu ktoś odważył się urazić twoją dumę? - odpowiedziałem mu tylko sztyletującym spojrzeniem po czym wróciłem do posiłku. - Daj sobie spokój z tym spojrzeniem bo tyle razy już tyle razy tego próbowałeś i....
- Nott do jasnej cholery, czy ty możesz się wreszcie zamknąć?!
- Dobra, dobra co się unosisz. No ale powiedz Blaise kto to był?
Nie wiedziałem jakie siły w tamtym momencie powstrzymywały mnie jeszcze przed rzuceniem się na niego.
- Dam ci małą podpowiedź. Niska, długie brązowe włosy, siedzi na końcu stołu - odezwał się Zabini kiwając głową we właściwą stronę.
- Żartujesz.
- Nie.
- Czy wy możecie zmienić temat?! Zachowujecie się jak jakieś stare plotkary!
- Czego się pieklisz? Mówiłem żebyś sobie odpuścił, a że ty jak zawsze mnie nie słuchasz i wychodzi jak wychodzi to już twoja wina.
- No dzięki. Wiesz jesteś niezwykle pomocny jako przyjaciel - mój głos wręcz ociekał sarkazmem.
- No oczywiście że wiem - odpowiedział przywołując na twarz ten swój głupawy uśmiech.
- Dobra, daj mu już spokój - powiedział Teodor - Nie sądzicie, że wypadałoby się zastanowić nad jakimiś kwalifikacjami do drużyny?
- Jest dopiero pierwszy dzień tej męczarni, a mi jeszcze dokładasz - jęknął Blaise
- To nie jest taki głupi pomysł. Słyszałem, że mamy grać jako pierwsi z Gryfonami.
- Czyli  ustalone.
- No to gratuluje Nott, załatwiasz całą resztę.
- O nie, nie. Nie dam się w to wkopać. Sam sobie idź do Slughorn'a to załatwić.
- Dlaczego zawsze ja?
- Bo to ty jesteś kapitanem.
- No właśnie.
- Zabini ty już się lepiej nie odzywaj - niestety nie odpuścili i wpatrywali się we mnie wyczekująco.

Lexi

Po skończonym posiłku miałam jeszcze dwie lekcje. Najpierw Wróżbiarstwo. Sam przedmiot był nawet ciekawy, tyle że nauczycielka troszeczkę mnie przerażała. Później Obrona Przed Czarną Magią i to tutaj zaczynały się schodki. Nową nauczycielką była Marion Griffiths. Młoda kobieta, na moje oko przed trzydziestką ze sztucznym i przesłodzonym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Większość męskiej części klasy robiła do niej maślane oczy, a mnie aż mdliło kiedy słyszałam ich przyspieszone tętno i westchnienia. Na szczęście nie musiałam zbytnio słuchać jej gadania przez co ostatnia godzina minęła mi dużo szybciej. Po jej zakończeniu udałam się komnaty wujka, który wcześniej mnie o to poprosił. Zapukałam, a gdy usłyszałam proszę weszłam.
- Ach witaj kochana. Proszę usiądź - wskazał na kanapę - Masz może na coś ochotę?
- Masz jeszcze te czekoladowe lody? Potrzebuje cukru.
- Oczywiście - zaśmiał się. Już po chwili trzymałam w dłoniach wypełniony po brzegi pucharek. - No to opowiadaj. Jak pierwszy dzień?
- Jakoś - odpowiedziałam wzruszając ramionami.
- A coś więcej?
- Tak właściwie to sama nie wiem. Było nawet znośnie.
- A jak pracuje ci się z panem Nott'em?
- Cóż rozmowny to on nie jest, zresztą ja też.
- Lexi wiem, że jest ci ciężko, ale spróbuj - w jego głosie wyczułam prośbę, ale i coś czego nigdy bym się nie spodziewała. Była to troska - W szkole jest tyle osób na pewno się z kimś dogadasz.
- Pewnie tak - powiedziałam niezbyt przekonana, po czym odłożyłam na mały stolik opróżniony pucharek. Kiedy stryj otwierał usta by jak mniemam zadać kolejne pytanie rozległo się pukanie.
- Spodziewasz się kogoś?
- No właśnie nie - orzekł po czym poszedł otworzyć drzwi.
- Dzień dobry profesorze. Miałby pan chwilkę ?
 --------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć. Tak jak obiecałam jestem z nowym rozdziałem. Co do następnego to mogę już teraz powiedzieć, że nie wiem kiedy się pojawi. Co do nowych bohaterów to są oni w notce bohaterowie. Miłego czytania :) Pa.

czwartek, 24 marca 2016

Rozdział 4


                                                 Lexi

                          Nie wiedziałam, o co tym wszystkim ludziom chodziło. Najpierw przy kolacji patrzyli na mnie jakby człowieka nie widzieli. Później jeszcze ci idioci, którzy stali na korytarzu i wpatrywali się w moje drzwi, jak woły w malowane wrota. Miałam ochotę pobiegać tylko jak zawsze znalazł się mały problem. Jutro miałam iść na lekcje, a znając życie po całonocnym bieganiu najpewniej bym tam nie dotarła. Chociaż tak właściwie nie wiedziałam po co mam na nie chodzić. Wuj nie zdawał sobie sprawy, że potrafię czarować, a McGonagall nie miała w ogóle pojęcia kim jestem. Z tego co udało mi się usłyszeć to powiedział jej tylko, że nie jestem taka jak oni. Co najdziwniejsze ona o nic więcej nie pytała. Nie tracąc czasu postanowiłam, że wstanę wcześniej następnego dnia. Przebrałam się w piżamę i poszłam spać.
                                  Nazajutrz obudziłam się o 5:00, czyli miałam dokładnie dwie godziny nim zacznie się spotkanie w Wielkiej Sali. Ubrałam się,
 a wychodząc szybko naciągnęłam jeszcze na prawą dłoń czarną, skórzaną rękawiczkę bez palców.                         
                                      Nie miałam zbyt wielkiego terenu, na którym mogłabym się rozpędzić. Do Zakazanego Lasu zaś nie chciałam się zbliżać, po tym jak ostatnio zorientowałam się, że mieszkają tam centaury. Oddaliłam się od zamku, na taką odległość żeby nikt mnie nie widział. By trochę ochłonąć wystarczyło mi zaledwie półtorej godziny. Później podeszłam jeszcze do jeziora, by przejrzeć się w tafli wody. Poprawiłam włosy i ruszyłam w stronę zamku. Kiedy weszłam do sali większość uczniów już tam była. W sumie nic dziwnego zostało tylko pięć minut. Nauczyciele zarządzili, że z każdego roku losować będą faceci. Kiedy przyszedł czas na mnie nabazgrałam szybko na pergaminie swoje imię i wrzuciłam do wielkiej kuli. Ustawiłam się pod ścianą i czekałam na to który szczęściarz będzie miał to mnie wylosował. Kiedy padło moje imię oderwałam się od ściany i ruszyłam przed siebie.

                                                Teodor

                 
                                     Ze wstaniem następnego dnia nie miałem większych problemów. Byłem przyzwyczajony do wczesnego wstawania. Szybko się ogarnąłem i wyszedłem. Do Wielkiej Sali dotarłem przed kumplami, którzy jak zwykle przyszli na ostatni moment. Gdy przyszła moja pora by losować zanurzyłem rękę w strzępkach pergaminu i wyjąłem ten znajdujący się na samym dnie. Podałem go Slughorn'owi i odsunąłem się na bok. W pewnym momencie padło imię.....Lexi. Zacząłem szybko przeszukiwać pamięć. Nie zdążyłem się nawet dobrze zastanowić kiedy przede mną stanęła nowa dziewczyna. Nie wiedząc zbytnio co zrobić wyciągnąłem dłoń.
- Teodor
-Lexi
Pierwsze na co zwróciłem uwagę był mocny uścisk dłoni. I to zadziwiająco mocny jak na taką kruszynę. Po wymienionych uprzejmościach skierowaliśmy się w stronę stołu. Od razu usiadła na skraju. Nie chcąc być nie miłym usiadłem obok niej. Zanim śniadanie się zaczęło miałem okazję chwilę jej się przyjrzeć. Na przedramionach miała wytatuowane fazy księżyca.


Była niższa ode mnie i szczupła. Tyle że, nie koścista jak niektóre dziewczyny, była po prostu wysportowana. Zaś długie proste, brązowe włosy opadały swobodnie na jej ramiona.
                                          
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam, witam! Życzę Wam wszystkim Wesołych Świąt Wielkanocnych. Następny rozdział przewiduję w okolicach niedzieli lub poniedziałku. Do napisania. Pa

Nikt Ważny



piątek, 18 marca 2016

Rozdział 3


                                               Lexi

Obudziła mnie jakaś krzątanina dobiegająca z korytarza. Miałam okazję, po raz kolejny przekonać się, że czuły słuch nie zawsze jest czymś dobrym. Spojrzałam na zegarek i od razu zaklęłam pod nosem. Zaspałam. Niedługo mieli przyjechać inni uczniowie, a ja obiecałam wujkowi, że pojawię się w Wielkiej Sali pół godziny wcześniej. Tak więc, zostało mi 30 minut na przygotowania. Zwlokłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam swój ulubiony czarny makijaż oraz doprowadziłam do porządku moje poplątane włosy. Skończywszy weszłam do garderoby i wybrałam strój
 Później wzięłam jeszcze na wszelki wypadek jeden ze sztyletów po czym włożyłam go do buta. Resztę porozrzucanej broni zgarnęłam i wrzuciłam do schowka, by była nie widoczna dla wścibskich oczu. Kiedy skończyłam zegarek wskazywał osiemnastą trzydzieści. By nie tracić czasu po prostu teleportowałam się na miejsce. Wujek już tam czekała chodząc nerwowo w kółko. Jestem prawie pewna, że gdybym przyszła pięć czy dziesięć minut później to prawdopodobnie zastałabym wydeptaną fosę w podłodze.
- Nareszcie jesteś. Na samym początku będziesz stać przy stole nauczycieli. Kiedy Minerwa już wszystkich powita to przed przydzieleniem pierwszorocznych przedstawi ciebie i powie, do którego domu będziesz należeć. Kiedy skończy podejdziesz do stołu i usiądziesz przy wolnym miejscu. Zrozumiałaś wszystko ?
- Tak- odpowiedziałam.
Nie pozostało mi nic innego jak czekać na zakończenie mojej wolności.

                                              Draco

                          Widok peronu był dla mnie niczym wybawienie. Po tych kolejnych kilku godzinach bezustannej paplaniny Tracy miałem już wszystkiego dość. Tak samo jak w poprzednich latach na peronie czekał na nas ten pożal się boże gajowy. No ale cóż trzeba było iść, jak mus to mus.
- Stary sorry próbowałem ją zatrzymać - odezwał się Zabini gdy wysiedliśmy z pociągu - Tyle że wiesz jaka ta wariatka jest, bez względu na wszystko do celu.
- Niestety wiem...i to aż za dobrze - powiedziałem i skierowałem się w stronę łodzi.
                           Kiedy dotarliśmy i zajęliśmy miejsca McGonagall (bo to ona była teraz dyrektorką) zaczęła swoje przemówienie. Siedziałem nie słuchając, ale za to czekałem kiedy będziemy mogli iść do komnat. Gdyby nie Blaise nadal siedziałbym nie wiedząc co się dzieje. Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem, a potem w tą samą stronę, w którą wpatrywał się on. Na podwyższeniu dla nauczycieli obok Slughorn'a zobaczyłem niezbyt wysoką dziewczynę. Nie wiedziałem o co chodziło kumplowi dziewczyna jak dziewczyna.
- Przed przydzieleniem najmłodszych do ich domów chciałabym przedstawić wam nową uczennicę Alexię Stanton. Będzie uczęszczać na lekcje z uczniami Slytherinu z siódmego roku. - przemówiła dyrektorka.
Nikt nie wydał żadnego dźwięku wszyscy patrzyli na dziewczynę, która zmierzała w stronę naszego stołu. Najbardziej zaskoczyło mnie to, że usiadła na miejscu najbardziej oddalonym od innych.
- W tym roku razem z nauczycielami postanowiliśmy, że każdy wylosuje sobie partnera, z którym będzie pracować przez cały rok na wszystkich lekcjach. Dlatego też pragnę żebyście jutro o siódmej przyszli z tego właśnie powodu - wygłosiła McGonagall.
                            Po skończonej kolacji wszyscy udaliśmy się do komnat. W trójkę poszliśmy na piętro, gdzie umieszczone były prywatne komnaty. Pierwszym co rzuciło mi się tam w oczy to drzwi znajdujące się na końcu korytarza. Były czarne niczym smoła, niby nic, ale jednak coś. Jedynym co w tamtym momencie wiedziałem było to, że ktoś musiał tam mieszkać, zastanawiałem się tylko kto. Wszystko wyjaśniło się, kiedy odwróciliśmy się. W naszą stronę zmierzała nowa. Nie zaszczycając nas nawet spojrzeniem skierowała się do dziwnych drzwi i weszła przez nie, po czym zatrzasnęła je z taką siłą, że omal nie wypadły z zawiasów...
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam Was w nowym rozdziale! Myślałam, że dam radę wstawić go szybciej, ale wiecie jak to jest, nie zawsze się uda. Dziękuję z wszystkie komentarze, one znaczą dla mnie bardzo wiele. Jeśli chcecie być na bieżąco to zapraszam do obserwowania. Co do rozdziału to ja jestem z niego zadowolona, ale ocena należy do Was. Do napisania. Pa.

Nikt Ważny                                 

piątek, 11 marca 2016

Rozdział 2

                                                Draco

                         Stałem na balkonie, kiedy zaczęło świtać. Mimo wczesnej pory nie mogłem zasnąć. Wiedziałem jaki dzisiaj dzień. Pomimo, że starałem się o tym nie myśleć, mój umysł nie dawał za wygraną. Dzisiaj znowu miałem wrócić do Hogwartu. Z racji tego, że nie wiedziałem czego mam się spodziewać było to dużo trudniejsze. Byłem w końcu synem śmierciożercy, a nawet sam należałem do nich tylko zaliczałem się do tych "nawróconych". Nie miałem, więc co liczyć na to, że wszyscy będą zachwyceni moim powrotem. Po upadku Voldemorta ojciec cudem uniknął Azkabanu. Mimo wszystko starał się wszystko kontrolować. Ciągle truł mi głowę swoimi złotymi myślami. Tak więc pod tym względem się nie zmienił, wciąż władczy i zrzędliwy.
                          Nie mając nic lepszego do roboty ubrałem się i zacząłem pakować ubrania do kufra. Dobrze, że przejrzeli na oczy i zrezygnowali z tych mundurków. Kiedy kończyłem z dołu dobiegł mnie głos matki.
- Draco zejdź na śniadanie!
Nie mając większego wyboru musiałem zejść i przez to wszystko przebrnąć. Po śniadaniu, które minęło w ciszy zabrałem z pokoju kufer, pożegnałem się z rodzicami i teleportowałem się na peron 93/4. Zabini i Nott już tam na mnie czekali.
- Jak zwykle spóźniony - powiedział wskazując zegar.
- Diable ty to wiesz jak zacząć rozmowę.
- Dobra, nie kłóćcie się tylko chodźcie bo zajmą wszystkie wolne przedziały, a ja nie zamierzam stać przez kilka następnych godzin- odezwał się Nott.
- Coś ty taki milczący? - zapytał Blaise kiedy zajęliśmy przedział.
- A co ty taki pogodny?
Już otwierał usta by coś odpowiedzieć, tyle że musiały wpaść Parkinson, Davis i Greengrass. Tak właściwie do tej ostatniej nic nie miałem. Może i była blondynką, ale z całej trójki to ona była tą najbardziej rozgarniętą. Co więcej nie paplała tyle co jej koleżanki. Po tym jak wpadły (te dwie pierwsze dosłownie) do pomieszczenia nie zdążyłem nawet się ruszyć, gdyż Davis od razu się do mnie przykleiła.
- Cześć Draco - powiedziała robiąc maślane oczy.
- No cześć - odpowiedziałem przesuwając się w stronę okna.
Niestety nawet to nie pomogło. Od razu przybliżyła się do mnie po czym położyła mi głowę na ramieniu. No i oczywiście od razu zaczęła swój wywód o tym co robiła w wolnym czasie i jaki to skandal, że wydłużyli obowiązek nauki do 20 roku życia. Chłopaki posłali mi tylko współczujące spojrzenia.
                    Mimo, że ze wszystkich sił starałem się nie słuchać Tracy nie dawała za wygraną. Kiedy tylko orientowała się, że jej nie słucham, konsekwentnie sprowadzała mnie na ziemię. Po kilku godzinach miałem już naprawdę dość.
- Nie wiem jak wy, ale ja idę się przejść - rzuciłem, po czym szybko ulotniłem się z przedziału.
Potrzebowałem trochę powietrza. Podszedłem do najbardziej oddalonego okna i lekko je uchyliłem. Po drodze spotkałem jeszcze Potter'a. Skinęliśmy sobie głowami na powitanie. Może i nie skakaliśmy już sobie do gardeł, ale też jakąś wielką miłością do siebie nie pałaliśmy. Świeże powietrze dobrze mi zrobiło, miało w sobie coś kojącego.
- Dracusiu, chodź do nas - usłyszałem głos przy moim uchu.
- To by było na tyle z mojej wolności - pomyślałem.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest i drugi rozdział. Wiem, że nie jest jakoś szalenie ciekawy, ale zapewniam, że akcja zacznie się rozwijać. Ocenę pozostawiam Wam.


czwartek, 3 marca 2016

Rozdział 1

 

                                                Lexi

                    Las. Widziałam tylko las. Nic innego nie liczyło się bardziej niż to, by biec przed siebie, by uciekać, by zagłębiać się dalej w otchłań jego ciemności i ukojenia jakie ze sobą niósł. Nie potrafiłam się zatrzymać, biegłam przed siebie co jakiś czas przyspieszając. Nie zorientowałam się nawet, kiedy zmieniłam postać. Mimo wszystko ten bieg też nie pomagał. W uszach ciągle brzmiały wciąż te same słowa: "Chcieliby żebyś była bezpieczna i szczęśliwa." Tak szczerze nigdy nie zastanawiałam się nad tym czego by chcieli. Tamte sprawy należały do przeszłości, a ja nie miałam ochoty do nich wracać. Może i ja tego nie chciałam, ale sama przeszłość też nie dawała za wygraną. Ciągle mi o sobie przypominała, a ja mając jej dość starałam się ją omijać szerokim łukiem.

                   Po ok. stu kilometrach biegu gwałtownie zahamowałam. Byłam już całkiem daleko od zamku, więc postanowiłam zawrócić. Pomyślałam sobie, że będę grzeczna i nie będę robić problemów. Na razie. Spowrotem biegłam dużo wolniej  niż poprzednio, starając się za wszelką cenę odwlekać to co miało się niedługo stać. Byłam mniej więcej w pół drogi kiedy zaczynało świtać. Reszta drogi minęła o wiele szybciej. Kiedy dotarłam do zakazanego lasu zmieniłam się w człowieka. Drogę do zamku pokonałam na piechotę.

                 Miałam szczęście, gdyż wszyscy jeszcze spali i miałam okazję przemknąć się niezauważona. Kiedy dotarłam do wejścia pokoju wspólnego powitał mnie znajomy syk.

- Ssss...o której to sssię wraca?

- Daj sobie spokój gadzie, nie jestem w nastroju na żarty - odfuknęłam.

- Ssssss...podaj hasssło.

- Zieleń szmaragdu.

Szybko przeszłam przez przejście i poszłam do mojej pieczary,(czy też dormitorium jak to wszyscy tu nazywają). Miałam to szczęście, że mieszkałam sama. Był to jeden z listy moich dość licznych warunków, które miałam okazję przedstawić wujowi nim tu przyjechałam.  Na początku pokój był standardowo urządzony w barwach domu co niezbyt mi odpowiadało. Teraz ściany były czarne, przy czym na części jednej z nich była fototapeta przedstawiająca słoje drzewa. Zaś na pozostałej części tej samej ściany widniał napis: "All you need is weapon and more weak points opponent"(Wszystko czego potrzebujesz to broń i więcej słabych punktów przeciwnika). Pozwoliłam też sobie wyczarować garderobę i schowek na broń pod łóżkiem, oraz ulepszyć trochę łazienkę.

                          Tak więc Hogwart nie był złym miejscem. Było tu wiele miłych ludzi takich jak profesor McGonagall. Udało mi się ją przekonać by zrezygnowała z tych okropnych mundurków i szat, co wcale nie było takie trudne. Jedynym co nadal obowiązywało to krawaty oraz szaty które trzeba było zakładać na lekcje typu eliksiry czy zielarstwo. Wszystko było wporządku oprócz tego, że ja tu nie pasowałam.

                           Kiedy spojrzałam na zegarek wskazywał 7:30.  Nie mając nic lepszego do roboty wzięłam szkicownik i zaczęłam szkicować. Nie zorientowałam się nawet kiedy zasnęłam.

środa, 2 marca 2016

Prolog



Prolog
Kilka miesięcy wcześniej...
Zniszczony dziedziniec oraz zamek, kłęby dymu i ciemne chmury które powoli dawały za wygraną odsłaniając słońce. A pośród tego ludzie zarazem rozpaczający po stracie bliskich, a jednocześnie szczęśliwi. Szczęśliwi bo zło zostało pokonane, Czarny Pan został pokonany i nie wróci.
          Gdzieś w innej części świata była dziewczyna. Uciekała przed zabójcami. Kiedy się odwróciła widziała jak to co było dla niej tak cenne stało w płomieniach. Jak traci z oczu ważnych dla siebie ludzi. Gdy usłyszała blisko siebie szelest ponownie zerwała się do biegu. Teraz nie pozostawało nic innego by zmylić ścigającego i gdzieś się zaszyć. „Łatwiej powiedzieć niż zrobić”-pomyślała.

Bohaterowie

Wraz z akcją bohaterów będzie przybywać.

Alexia Stanton



Draco Malfoy






Blaise Zabini






Teodor Nott







Dafne Greengrass









Pansy Parkinson
 


 





Tracy Davis 







Saphira

 






Minerwa McGonagall


 


 




Horacy Slughorn







 
Marion Griffits