piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział 7

Lexi

                      Siedziałam na jednym z parapetów czekając na dzwonek kiedy usłyszałam :
- No proszę, proszę. Kogo my tutaj mamy? Co tam Stanton?
- Czego chcesz Malfoy? – zapytałam nie odwracając wzroku od okna.
- A skąd pomysł że mógłbym czegoś chcieć? – oparł się ramieniem o ścianę i przyglądał mi się.
- Świetnie, więc jeżeli nic ode mnie nie chcesz to odejdź, bo zaniżasz średnią IQ całego korytarza – uśmiechnęłam się wrednie.
- Stanton ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z kim rozmawiasz – warknął zły.
- Ależ oczywiście że wiem - zapewniłam i postanowiłam wkurzyć go jeszcze bardziej - Z nadętym arystokratycznym bucem, który nie wiedzieć dlaczego uczepił się mnie jak rzep psiego ogona i za nic nie chce się odwalić – zeskoczyłam z parapetu i mimo, że lekcje jeszcze się nie zaczęły pomaszerowałam do klasy.

Draco

- Stary coś ci ten podryw nie idzie – usłyszałem śmiech za plecami.
- Zabini, nie wiem co ty sobie tam w tej swojej głowie ubzdurałeś ale uwierz nie mam ochoty tego słuchać, a ta mała jeszcze pożałuje.
- Dałbyś jej już spokój. Co więcej spróbuj się z nią jakoś dogadać.
- O czym ty do mnie nawijasz?
- Potrzebujemy jej. Podobno ma głowę do spraw taktycznych.
- Ta podobno.
- Taaa...Zaraz, zaraz. Wróć Po pierwsze skąd o tym wiedziałeś, a po drugie czemu nic nie mówiłeś?
- Slughorn coś o tym wspomniał, a nic nie powiedziałem bo nie potrzebuje jej pomocy.
- Skoro nie potrzebujesz jej pomocy do gdzie jest taktyka na mecz z Gryfonami?!
- Jeszcze coś się wymyśli – powiedziałem lekceważącym tonem.
- Skoro ty jak zawsze nie zniżysz się do tego by o coś zapytać to ja to zrobię.
- A rób sobie co chcesz – odpowiedziałem skierowałem się do klasy gdyż właśnie w tym momencie skończyła się przerwa.

Lexi

                       Siedziałam przy stole w czasie obiadu i jadłam moją ulubioną lazanię.
- Cześć. Mogę się dosiąść? – w odpowiedzi tylko wzruszyłam ramionami. Kojarzyłam go z pierwszego dnia. To on upomniał Malfoy'a na korytarzu podczas pierwszej konfrontacji. Za nic jednak nie mogłam przypomnieć sobie jego imienia – Jestem Blaise Zabini, dla przyjaciół Diabeł.
- Lexi – odpowiedziałam zdawkowo.
- Posłuchaj słyszałem, że jesteś dobra w sprawach strategicznych. Za niedługo jest mecz i potrzebujemy strategii ale jakoś nie umiemy nic wymyślić...
- I chcesz żebym pomogła – przerwałam mu wpół słowa. Potwierdził moje przypuszczenia kiwnięciem głowy - Niech zgadnę on kazał ci mnie o to spytać, bo sam się do tego nie zniży – widziałam cień zaskoczenia, który przemknął przez jego twarz kiedy kiwnęłam głową w stronę jego przyjaciela. Nie spodziewał się tego.
- Cóż powiedział, że mam robić co chcę – próbował jeszcze jakoś wszystko ratować ale za nic mu to nie wychodziło.
- Muszę cię rozczarować. Przekaż mu, że jeżeli czegokolwiek chce to niech sam poprosi.
Wstałam od stołu, zabrałam swoją torbę i odeszłam. Skierowałam się nad jezioro. Usiadłam na brzegu. Nie wiedziałam czemu ale lubiłam tam przesiadywać. Wyjęłam z torby szkicownik i ołówki. Rzadko zdarzały mi się chwile, w których brałam do ręki ołówek i po prostu rysowałam. Mimo wszystko rysunki nie różniły się były tak samo dobre. Postanowiłam, że tym razem przeleję na papier obraz, który miałam przed oczami. Przez chwilę udało mi się odpłynąć ale potrwało to długo, gdyż usłyszałam, że ktoś chodzi niedaleko mnie. Odwróciłam się. W znacznej odległości ode mnie w kółko przechadzał się Teodor. Wiedziałam, że już nie dam rady się skupić, dlatego spakowałam swoje rzeczy i ruszyłam w stronę zamku. Rzuciłam torbę pod biurko sama zaś powlekłam się w stronę łózka. Poleżałam przez chwilę wpatrując się w sufit. Nie miałam niczego specjalnego do roboty dlatego postanowiłam zrobić zadanie z zielarstwa, które było zadane na następny tydzień. Na lekcjach gdy inni czarowali, ja spędzałam ten czas na rzucaniu im znudzonych spojrzeń ale to oczywiście nie znaczyło, że miałam nie robić zadanych zadań. Z obecną pracą nie miałam problemów. Znałam roślinę więc całkiem sporo o niej napisałam, zapamiętałam trochę z lekcji, co nieco było w podręczniku ale mimo wszystko było tego trochę za mało. Dlatego też obiecałam sobie, że poszukam czegoś jeszcze w bibliotece.
 --------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć, cześć i czołem! :) Wiem, że rozdziały miały być już dodawane normalnie ale jakoś nie umiałam się wyrobić. Teraz akurat udało mi się go skończyć. Jeśli przeczytaliście to zostawcie po sobie jakiś ślad. Chętnie zapoznam się z waszymi opiniami. Kończę bo jest późno i mój umysł odmawia mi już posłuszeństwa. Pa!
Nikt Ważny

niedziela, 10 kwietnia 2016

Rozdział 6

                                               Draco

                          Po ciągłych prześladowaniach kumpli, nie miałem większego wyboru i musiałem iść załatwić to pozwolenie.
- Dzień dobry profesorze. Miałby pan chwilę? – zapytałem kiedy drzwi przede mną się otworzyły.
- Tak, tak oczywiście – odpowiedział zapraszając mnie gestem ręki. Kiedy tam wszedłem zamurowało mnie. Siedziała tam jak gdyby nigdy nic.
- Ja już i tak miałam się zbierać. Do widzenia.
- Do widzenia Lexi – odpowiedział nauczyciel podchodząc do biurka.
Śledziłem każdy jej ruch. Ona też mi się przyglądała. Kiedy zaś przechodziła obok mnie niby to 'przypadkiem' potrąciła mnie w ramię. Posłałem jej mordercze spojrzenie na co odpowiedziała tylko wrednym uśmieszkiem i wyszła. 
- Panie Malfoy, czego by pan sobie życzył?
- Chciałbym przeprowadzić w sobotę kwalifikacje i trening.
- Oczywiście. Usiądź – wskazał na krzesło po czym zaczął pisać – Proszę bardzo – powiedział po chwili podając mi zwój pergaminu.
- Dziękuję. Do widzenia -  podziękowałem i skierowałem się do wyjścia. 
- Byłbym zapomniał – odezwał się kiedy miałem już otwierać drzwi - Gdybyście potrzebowali pomocy przy strategii to z tego co wiem to Alexia jest dobra w takich rzeczach.
- Obejdzie się – rzuciłem wychodząc. Mogłaby być nawet jedyną osobą która umie opracować strategię, ale w życiu nie poprosiłbym jej o pomoc. Malfoy'owie o nic nie proszą.Zresztą w strategiach byłem najlepszy o czym każdy wiedział i nie potrzebowałem niczyjej pomocy.
                           Cały tydzień minął jakby jednym machnięciem różdżki. Obudziły mnie krzyki dobiegające zza drzwi. Zegar wskazywał wpół do dziesiątej. Zwlokłem się z łóżka klnąc na cały świat.
- Co znowu? – warknąłem na Blaise'a i Teodora stojących za drzwiami
- Trening
- O szlak!
- Zbieraj się. Czekamy w szatni.
Wyjąłem z szafy pierwsze lepsze ubrania. Potem wziąłem z kuchni jeszcze kanapkę,  którą zjadłem idąc do szatni. Wszyscy już tam czekali. Nie przejmując się nikim spokojnie przebrałem się w strój do quiditha. Kwalifikacje przebiegły szybko skład praktycznie był taki sam jak w zeszłym roku. Wytłumaczyłem wszystkim taktykę i zaczęliśmy grać. Poszło nieźle ale wiedziałem, że jeżeli chce wygrać z Gryfonami, muszę mieć jakiegoś asa w rękawie.

                                              Lexi

                             Mimo, że nie należałam do osób które w weekend lubią się wylegiwać to akurat w sobotę pozwoliłam sobie poleniuchować prawie do dziewiątej. Kiedy przyszłam na śniadanie była tam zaledwie garstka osób. Po zjedzeniu trzech dużych kanapek ruszyłam s powrotem do pokoju. Weszłam do garderoby gdzie zanurzyłam dłoń w wiszące na wieszakach ubrania. Wyjęłam spomiędzy nich moją katanę* i wyszłam. Oddaliłam się od zamku na taką odległość by mieć pewność że nikt mnie nie zobaczy. Zaczęłam przecinać powietrze tak jakbym walczyła z prawdziwym przeciwnikiem. Atakowałam, obracałam w dłoni i zadawałam ciosy. Skończyłam po jakieś godzinie. Kiedy byłam w pewnej odległości od boiska gdy usłyszałam głosy. Wyostrzyłam wzrok by zobaczyć co się dzieje. Kilkoro uczniów grało w jakąś  grę. Wujek mówił mi coś, że w tej szkole mają jakieś swoje mecze ale nie interesowało mnie to zbytnio dlatego odeszłam.

                                           Draco

                            Po skończeniu treningu razem z Diabłem i Nott'em poszedłem do Wielkiej Sali gdzie już prawie skończyło się śniadanie. Mimo wszystko zdążyliśmy jeszcze spokojnie zjeść.
- Zdajesz sobie sprawę, że potrzebujemy czegoś ekstra by wygrać ten mecz?
- Nie no Diable jestem takim idiotą, że nie wiem – warknąłem.
- Dobra ale czy ty zawsze musisz się na mnie pieklić?
- Jak rzucasz takie idiotyczne uwagi to muszę – odpowiedziałem kończąc rozmowę.
Resztę weekendu spędziłem ucząc się i odrabiając lekcje.  Nauczycielom coś odwaliło i nie wiedzieli ile mają zadać.
- To jak masz już jakąś taktykę? Bo wiesz mecz jest za niecałe dwa tygodnie – odezwał się Nott na wtorkowym śniadaniu. Nikt tak jak on nie potrafił rozwalić w miarę dobrze rozpoczętego dnia. 
- Przecież mówiłem że coś wymyślę.
- To myśl szybciej bo ci czasu zabraknie.
- Zapewniam cię, że nie masz się czego obawiać.
- Wcale się nie obawiam. Po prostu chcę mieć pewność, że nie wyskoczysz z czymś godzinę przed meczem. 
Wstałem od stołu i skierowałem się do drzwi.
- A ty dokąd?
- Zabini czy ty jesteś moją matką, że musisz wszystko wiedzieć?! Bo tak szczerze to mi na nią nie wyglądasz.
Wywrócił tylko oczami i wrócił do śniadania. Ja zaś udałem się w stronę klasy gdzie odbywały się starożytne runy. 
*Katana -  miecz japoński czasami zwany mieczem samurajskim.
 --------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam wszystkich. Wiem, że długo mnie tu nie było ale ten tydzień było mocno zakręcony. Myślę że następne rozdziały będą dodawane już normalnie. Nie przynudzam już i życzę miłego czytania. Pa.

Nikt Ważny